czwartek, 6 września 2012

Rozdział 8

Sherlock obudziła się wypoczęta w salonie, gdzie zaniósł ją wczoraj jej brat. Przeciągnęła się, a jej stawy strzeliły parę razy. Jej telefon był w kieszeni od piżamy. Wyciągnęła go i sprawdziła godzinę. Była jedenastka. Zaspała, nie zdąży wszystkiego ogarnąć. Najpierw do Lennon'a i El. W pośpiechu ściągnęła gumkę i związała ponownie włosy w nieformalny koczek. Pobiegła do łazienki. Na suszarce wisiały jej ulubione jeansy. Poprzecierane, sprane jeansy. Wciągnęła rurki na siebie, zostawiła górę od piżamy. Weszła na schody.
- Harry rusz tyłek, muszę jechać do El i jej taty ! - wykrzyczała.
W chłopak zaspany jeszcze wyszedł z kuchni. Miał umazaną twarz jagodami, a w rękach kawałek ciasta.
- Już, spokojnie - powiedział ochryple brat.
Wziął kluczyki z szafki i nawet nie fatygował się ubraniem butów. Wyszedł w skarpetkach na zewnątrz. Wsiadł do auta, a Sherry obok niego z jego butami w rękach. Położyła mu je w nogach i czekała, aż zje zrobione przez nią ciasto. Wyciągnęła chusteczki ze schowka przy nogach i wytarła mu twarz.
- Dziękuję - powiedział z pełnymi jeszcze ustami od ciasta.
- Proszę, ale już jedź - powiedziała błagalnie.
Harold od razu włączył silnik. Wyjechał z piskiem opon. Sprawnie dojechali w jakieś dwadzieścia minut do domu przy którym stał żółty autobus szkolny. Dziewczyna wysiadła z samochodu i podeszła do drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem nerwowo. Po chwili Harry stanął obok niej, a Lennon otworzył im drzwi. Uśmiechnął się szeroko, był zdziwiony nagłą wizytą.
- Harold, Sherlock ? Co tu robicie ?
- Przyjechałam się... Pożegnać - powiedziała smutno, łzy zaszkliły jej oczy.
- Nie płacz, Haroldzie pomóż siostrze. Idę po El - wpuścił ich do środka.
Lennon pobiegł na górę po córkę, a oni zajęli miejsca przy drewnianym stole. Harry objął siostrę i starał się pocieszyć, ale na niewiele to się zdało. W końcu wzięła głęboki oddech i usiadła na kanapie w salonie. Czekała na młodszą. Elizabeth szybko zbiegła po schodach uśmiechnięta. Na widok miny jej idolki od razu uśmiech zszedł jej z twarzy. Harry z Lennon'em siedzieli w jadalni, a mała z Sherry, by dyskutować na kanapie.

- Sherlock nie zostawiaj mnie, proszę - mówiła dziewczynka przez łzy tuląc się do idolki.
- To nie moja decyzja, mała. Zrozum. Chciałabym Cię wziąć ze sobą, ale nie mogę... - Elizabeth tuliła się do niej, a jej łzy kapały na bluzkę Cher.
- Ja nie chcę, nie jedź, proszę. Zostań... - żaliła się, lekkie czknięcia wydobywały się poprzez zakrztuszenia łez.
Sherlock wzięła ją na kolana. Otarła jej łzy i założyła włosy za uszy. Popatrzyła jej prosto w jej niesamowicie błękitne, głębokie oczy, z który dalej leciały łzy.
- Posłuchaj mnie uważnie - El kiwnęła głową i wytarła sobie rączką nos - Cokolwiek się stanie jestem pod telefonem. Jak zaczną się wakacje to do mnie przyjedziesz, a tymczasem mam nie słyszeć, że są z panienką jakieś kłopoty - powiedziała i starała się zmusić do uśmiechu, ale oczy ponownie jej się szkliły - Jak tylko przyjedziesz do mnie do Londynu to będziemy się wozić tym Cooper'em po mieście i cały mój czas będzie tylko dla Ciebie. Nie dla Simon'a, czy ładnych chłopców, tylko dla Ciebie. Jasne ? - El pokiwała głową.
- Ale co się stanie jak nie będę mogła do Ciebie przyjechać, bo zachoruję ? - zapytała smutna.
- Wtedy ja przyjadę do Ciebie i pojedziemy do mnie, bo od razu odzyskasz zdrowie przy mnie, tak ? - przytuliła ją mocno do siebie - Duże dziewczynki nie płaczą, a ja to już w ogóle nie płakałam w twoim wieku - zaśmiała się przez łzy.
- Nie będę, ale chcę jechać z Tobą na lotnisko. Chcę żebyś była ze mną jak najdłużej będziesz mogła - powiedziała i dalej płakała w koszulkę Sherlock.
- Niech będzie, to teraz się ubieraj, umaluj, uczesz i jedziesz z nami. Mamy jeszcze trochę spraw do pozałatwiania - powiedziała dziewczyna.
Mała zaśmiała się szczęśliwa i pobiegła do swojego pokoju. Sherry otarła łzy z policzków. Uśmiechnęła się i odetchnęła. Poszła do jadalni i usiadła na krześle przy stole. Pociągnęła nosem i starała się nie myśleć o niczym.
- Nie obrazisz się jak Elizabeth pojedzie z nami. Potem spotkamy się na lotnisku, dobra ? - zapytała i zmusiła się ponownie do uśmiechu, tym razem z lepszym efektem.
- Dobrze, poszła się ubrać ? Wiesz, że zajmie jej to dłuuugo - roześmiał się Lennon.
- Wiem, zaraz pójdę jej pomóc.
Dziewczyna wbiegła po schodach i otworzyła drzwi do pokoju małej. Siedziała na łóżku z lusterkiem i starała się namalować prostą kreskę, chociaż ręka jej się bardzo trzęsła. Sherlock wzięła od niej eyeliner i kazała usiąść prosto. Pomalowała ją idealnie. Wybrała jej ciuchy, zwykłe krótkie spodenki jeansowe i bluzkę w różne kwiaty, a pod nią białą bokserkę, bo prześwitywała. Wzięła swój telefon i klucze od domu, włożyła je do małej niebieskiej torebki, którą założyła przez ramię i zbiegły po schodach na dół. Ubrały swoje trampki, jedna zielone, druga czerwone. Wsiadły do auta i pojechały do domu. Nie ściągając nawet butów poszły do pokoju Sherry. Usiadły w tej dziurze w ścianie, która była łóżkiem, ale teraz bez materaca, poduszek i lampek nawet go nie przypominała. Usiadły w dwóch kątach "łóżka".
- Czemu chcesz tam jechać ? - zapytała smutna El.
- Bo chcę być kimś, przez całe życie siedziałam w jakieś dziurze zabitej dechami bez planu na przyszłość. Teraz wiem, że wszystko jest przede mną. Wiesz jakie to miłe uczucie, gdy ktoś w Ciebie uwierzy i daje Ci szansę na lepsze życie ? - odpowiedziała i uśmiechnęła się szczerze.
- To musi być miłe, ale zostawiasz tu swoją rodzinę. Anne, Effie, mojego tatę i mnie... - ściszyła głos mówiąc ostatnie słowo.
- Nie zostawiam. Effie pojedzie do Nowego Jorku za parę dni, a pod koniec wakacji, a może jeszcze przed odlotem przyjedzie nas odwiedzić w Londynie. Mama może się do nas przeprowadzi, a wy macie siebie. Z resztą możesz mnie odwiedzać, dzwonić i spamować na fejsie, czy TT ile tylko żywnie Ci się podoba.
- Zmieniając temat, ale i tak pewnie będę to robić, ale nie ważne - zaśmiała się wymuszenie dziewczynka - Zgadnij z kim był mój tata wczoraj na randce ? - zachichotała.
- No dawaj, ale błagam - skrzyżowała palec wskazujący z środkowym na szczęście - Żeby nie była to jakaś solara...
- Aż tak źle nie jest. Umówił się z Anne ! - zaśmiała się, a Sherlock otworzyła buzię z wrażenia.
- Kitujesz ! - powiedziała lekko przerażona, ale szczęśliwa, że jej mama znalazła sobie kogoś i to kogoś tak jej bliskiego.
- Nie, przycisnęłam go jak wychodził i wszystko mi wyśpiewał - powiedziała podekscytowana - Fajnie, nie ? W ogóle to się tak wystroił, bo oni szli na karaoke. Ubrał się w tą jego jeansową koszulę, miał takie spodnie takie pomarańczowo-rdzawe, do tego te swoje skórzane Converse'y, włosy mu zrobiłam na żel, tak jak... - zamyśliła się na chwilę - Idealne porównanie, jak ten Zayn z zespołu twojego braciszka, po prostu odmłodniał o jakieś dwadzieścia lat !
- Nie gadaj, ja nie widziałam jak mama wychodziła. Szkoda... Czemu się ubrał tak, a nie bardziej w jego stylu, tak rockowo ? - zapytała roześmiana dalej Cher.
- Bo stwierdził, że skoro Ty powoli wracasz do siebie to czemu on nie może - powiedziała i wybuchnęła śmiechem - A ja mu na to, że jesteś dziewczyną, a on zrobił tak się spiął jakbym mu matkę skrzywdziła - dukała słowo po słowie, bo była roześmiana, wytarła sobie pod koniec łzy spod oczu.
- No ładnie... Więc widzisz nie zostawiam was na pastwę losu - uśmiechnęła się szczęśliwa Sherry.

Dochodziła już godzina szesnasta. Dziewczyny dalej gawędziły sobie spokojnie w pustym pokoju. Harry wykrzyczał z dołu, żeby brała walizki i wsiadała do auta, bo już muszą jechać. Sherlock ubrała swoją piżamę i sweter nie ściągając butów. Mistrz przebierania się. Wzięła dwie walizki i zniosła je na dół. Potem spakowała jeszcze niektóre rzeczy do trzeciej walizki i torby. El pomogła jej znieść ostatnią walizkę, a torbę starsza miała przewieszoną przez ramię. Wszystko upchnęły w bagażniku Hazzy. Anne wyszła z domu, żeby się pożegnać. Przytuliła mocno do siebie córeczkę.
- Będę tęsknić, naprawdę. Kocham Cię i przyjeżdżaj jak tylko będziesz mogła - Sherry spłynęła łza po policzku.
- Pewnie mamo...
- Dobrze, już idź nie mogę na to patrzeć - wypuściła ją z objęć - A i czyste ubrania, które zostawiłaś, bo były brudne Ci przyśle na adres brata, uważajcie na siebie.
Potem przytuliła syna i wyszeptała mu coś do ucha. W końcu Louis, Harry, El i Sherry zajęli miejsca w samochodzie. Rodzeństwo ze łzami w oczach machali do matki odjeżdżając. Anne też płakała. Gdy zniknęli za rogiem schowała się do domu. Usiadła w salonie, przykryła się kocem i zaczęła szukać nowego domu w centrum Londynu, jak najbliżej jej dzieci.

Po prawie godzinie dotarli na lotnisko. Simon czekał już na nich przy wejściu. Powitał ich szerokim uśmiechem. Wyciągnęli cztery walizki z bagażnika. Pojemnym był, nie ma co. Trzy Sherry i jedna na spółkę przyjaciół. Torba zwisała jej na ramieniu, w dłoniach ciągnęła za sobą dwie walizki na kółkach. Trzecią ciągnęła El ze łzami w oczach.
- Macie małego skrzata do pomocy - zaśmiał się witając z nastolatkami.
Przykucnął przy małej i się przywitał.
- Ja jestem Elizabeth - powiedziała, a on wytarł jej chusteczką nosek i oczy.
- Nie płacz, bo mi będzie smutno, jasne ? - zapytał, a ona pokiwała główkę, wtedy wstał i szli w kierunku nadania bagaży.
- Wiecie, musimy zrobić to sprawnie to wtedy będziemy mieli więcej czasu, żeby się pożegnać i takie tam - powiedział Simon poważnie i żwawym krokiem ruszyli, by nadać bagaże. Stanęli w kolejce pod znakiem London Heathrow (LHR). Kolejka szybko się poruszała po chwili nadali już wszystkie bagaże. Stanęli przed bramką, gdzie mieli zostać jeszcze prześwietleni. Było już wpół do osiemnastej, gdy wybiłoby za piętnaście bramka do Londynu zamknęłaby się przed nimi. El i Sherry usiadły na zielonych krzesłach przed bramkami, a faceci poszli już się odprawić.
- Masz nie płakać, nie mazgaić się i nie marudzić - powiedziała starając się trzymać twardo Sherry.
Kątem oka zauważyła Lennon'a idącego z uśmiechem do nich, ale ta tylko kiwnęła głową, żeby dał jej trochę czasu.
- Nie będę, jeżeli zadzwonisz do mnie zaraz po wylądowaniu - powiedziała, a łzy leciały ciurkiem po policzkach.
- Dzwoń jak coś będzie się działo, zawsze będę pod telefonem. Pilnuj taty i Anne, żeby nie przesadzili, ja będę Cię informować o wszystkim, dobrze ? - mała pokiwała głową i mocno ją przytuliła.
Ta odwzajemniła przytulenie, pocałowała ją w głowę. Lennon podszedł.
- No to do zobaczenia, mała - powiedział i ją przytulił.
- Będę tęsknić, a i już słyszałam o randce karaoke z Anne - zaśmiała się przez łzy.
- Nie rozgłaszaj tego za bardzo. Kochamy Cię, leć ostrożnie - pocałował ją w czoło i puścił.
- Nie płacz, zdzwonimy się niedługo - powiedziała Cher do El i jeszcze raz ją uściskała.
Wytarła łzę z policzka i poszła w kierunku bramek. "Bądź silna" - powtarzała sobie idąc do ochroniarzy. Zostawiła torbę na taśmie, żeby ją prześwietlili i przeszła przez bramkę. Obróciła się ostatni raz i zobaczyła zapłakaną w objęciach ojca dziewczynkę. Pomachała do nich raz jeszcze i poszła do poczekalni, gdzie czekali na nią. Usiadła obok nich cicho. Wyjęła telefon i chciała zadzwonić do małej, ale nie było zasięgu. Zdenerwowana kopnęła w krzesło naprzeciwko niej.
- Spokojnie może, co ? - powiedział Simon i poklepał ją po plecach.
- Ciężko mi trochę, tak się składa, a nie umiem wyładowywać emocji zbytnio... - powiedziała i ponownie kopnęła w plastikowe zielone krzesło.
- Harry zajmij się nią, bo nie chcę mieć ochrony na głowie. Przejdźcie się gdzieś, czy coś, byleby nie kopała w te krzesła - powiedział mężczyzna czytając gazetę i starając się nie zwracać na nią uwagi.
Sherlock wstała z miejsca i wzięła torebkę. Razem z bratem poszli do kabiny dla palących. Ona usiadła sobie w rogu, a on stał nad wentylatorem i wietrzył sobie loki. Wyjęła zapasową paczkę papierosów i zaczęła palić. Emocje powoli opadały. Ona także się wyluzowywała.
- Simon nie pozwala nam palić, nie mówił Ci tego, bo myśli, że takie panienki jak Ty nie palą. W ogóle jak dziewczyna może palić ? - powiedział obojętnie Harry.
- Normalnie, chcesz spróbować ? - zapytała i wyciągnęła rękę z fajką w jego stronę.
- Nie, tylko zjaram sobie moje gardło. Nie palę - powiedział oschle - Ty też nie powinnaś. Tylko się trujesz, daj emocjom upust w jakiś inny sposób ?
- Niby jaki ? - zgasiła papierosa i schowała paczkę do torebki.
- Każdy ma jakiś inny, ja na przykład idę na siłownie po tym jak zjem całą lodówkę, Louis idzie na zakupy, Niall gra, chociaż zawsze mówi, że jak mu smutno to je, ale raczej tego nie widać, bo zawsze wpierdziela wszystko dookoła, Zayn idzie do fryzjera, a Liam robi Twitcamy, żeby zobaczyć jakie ma wsparcie fanów i jak doszedł do takiego momentu. Nie wiem, może wyjdź na zewnątrz i się wykrzycz, albo zrób coś szalonego ? - zaśmiał się - To był żart z tym szalonym, dobra ? - powiedział, bo zobaczył zainteresowaną Sherry ostatnią propozycją.
- Może po prostu rzucę palenie, czy będę przekładać to w coś pozytywnego, jak chodzenie na basen, czy pisaniu piosenek - wzruszyła ramionami.
- No i prawidłowo - uśmiechnął się i wyszli z kabiny.
Usiedli za ścianą na krzesłach. Tak, aby nikt ich nie widział.
- Wiesz, tak bardzo tęskniłem za takimi rozmowami. Za twoim uśmiechem, śmiechem, głosem, za uderzaniem się o ramię, gdy przechodzisz przez drzwi, za tym jak potem przeklinasz, za moim ciastem, za poparzeniem się pierwszym łykiem karmelowej kawy, za przygryzaniem wargi, gdy coś piszesz i się skupiasz, za wybijanie rytmu na nodze, gdy się denerwujesz, za twoimi popisanymi rękami, biurkiem i spodniami, jakbyś zawsze miała za mało miejsca na rysunki, za tym jak śmiesznie układasz włosy, chociaż ja robię podobnie, za nazywaniem większości swoich rzeczy, za przywiązaniem do poduszek, za tym jak nie możesz spać w podróżach, jak denerwuję Cię gdy ktoś nie zamyka Ci drzwi w pokoju, jak zapalasz zawsze światło w łazience choć jest zupełnie jasno, za ciągłym noszeniem piżamy. Strasznie tęskniłem za twoim odzywaniem się do mnie... - zaśmiał się i ją przytulił, a jej ponownie łzy stanęły w oczach.
- Tak, nienawidzę płakać - powiedziała i wytarła oczy skrawkiem swetra - Za dużo dzisiaj uroniłam łez, normalnie. Naprawdę przeklinam, jak się uderzę ? - zaśmiała się.
- Tak,  nawet tego nie kontrolujesz, najwyraźniej. - zachichotał.
- Wiem, no chyba już tak mam. Muszę się oduczyć przeklinać, okropny nawyk, jest taki mało dziewczęcy - uśmiechnęła się słabo.
- Zdecydowanie, jeszcze do tego ta piżama i okropne ciemne, workowate ciuchy. Czujesz się dziewczęco w nich ? - roześmiał się i naciągnął sweter, po czym go puścił, ale ten nawet nie powrócił na swoje miejsce przy ciele Sherlock.
- Nie, ale tak mogę się schować...
- Obiecuję Ci, że jak przyjedziemy już do Londynu to pójdziesz ze mną na zakupy i wypełnimy Ci trochę szafy, ale najpierw wyrzucimy wszystkie worki z walizek, ale to już w domu - uśmiechnął się i wstał - Chodź, wracajmy, bo zaraz będziemy wsiadać do samolotu.
Wrócili do reszty, potem zapaliła się lampka z napisem "Boarding...". Ustawili się w kolejce na samolot. Następnie zajęli w nim miejsca. Dziewczyna usiadła z bratem, a Lou z Simon'em. Założyła słuchawki na uszy i cała godzina lotu zleciała jak z płatka.

4 komentarze:

  1. Świetne ! Czekam na wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Impossible Princes9 września 2012 22:50

    Bardzo podoba mi się to opowiadanie.Bardzo dobrze piszesz i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział .;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile El ma lat ?.

    OdpowiedzUsuń