Miło spędzony wieczór pozwolił jej odetchnąć. Gdy wróciła do domu żegnając się z Niall'em przez prawie godzinę była tylko zdolna do zrobienia sobie herbaty i rzucenia się do łóżka. Potrzebowała kogoś z kim może o tym wszystkim pogadać. Jej chłopak jest cudowny, ale co to zmieni, jeżeli nie rozumie jak to jest. Następnego dnia, gdy już wstała i zrobiła sobie śniadanie, po czym i tak go nie zjadła zadzwonił dzwonek do drzwi. Goście? O tej porze? Spojrzała na zegarek, by się upewnić, że nie jest tak późno. Było jeszcze przed ósmą. Z kawą w ręku otworzyła drzwi. Stała tam kobieta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat, miała na sobie kremowy sweter, pod spodem białą bluzkę, zapiętą na ostatni guzik i brązowe spodnie. Rękawy miała podwinięte po łokcie, a ręce trzymała telefon i neseser. Przez ramię miała przerzuconą torbę z laptopem. Włosy były rozpuszczone z przedziałkiem na środku i miały piękne fale. Były ciemne, może nawet czarne, ledwo za ramiona. Nie był uśmiechnięta, bardziej wyglądała na zdenerwowaną. Gdy ją zobaczyła bez słowa dała jej do zrozumienia, że i tak wejdzie do domu. Gdy w końcu usiadła przy stole jadalnym podłączając swój komputer dopiero coś powiedziała.
- Jestem Stephanie Tucson - jej głos był miękki i przyjemny, jakby mówiła do niej dobra ciocia. - Będę twoją managerką. Simon wszystko mi powiedział, a całej tej wycieczce i przeszłości twojej i twojego brata. Zespołem One Direction, twojego brata zajmie się mój brat, którego poznasz niedługo, pewnie dzisiaj, albo jutro. Mamy zamiar zjeść kolacje z chłopcami z zespołu, omówić wszystko i tak dalej. Dzisiaj sobie odpuścimy jakieś wywiady i tak dalej, przełożę Ci je na jutro. Ze względu na twój stan psychiczny będziesz chodzić do psychologa. Wiem, że pewnie nie przyjdzie Ci to łatwo mówić o takich rzeczach, ale ktoś musi się Tobą zająć, ja nie bym raczej nie dała rady. Wizytę u niej będziesz miała dzisiaj popołudniu, jest najlepszym lekarzem w Anglii, więc lepszej nie znajdę - w końcu sie do niej uśmiechnęła serdecznie, bo Sherlock trochę chyba przerastało te "dorosłe" sprawy, złapała ją za rękę przez stół. - Nic się nie martw jesteś już bezpieczna.
Potem omówiły plan na zbliżający się tydzień. Obiecała jej, że nie odstąpi jej na krok. Sherlock nie potrafiła jej jeszcze zaufać. To nie takie proste. Kobieta miała ją zawieźć na wizytę jak tylko ona się ubierze i coś zje. Niechętnie dziewczyna się ubrała. Wzięła dużą koszulkę, ale ukryła jej rozmiar pod bluzą Niall'a. Wzięła pierwsze lepsze spodnie. Związała włosy w wysoki kucyk. Zjadła dwa francuskie tosty z gruszką, które zrobiła na poczekaniu. Niezadowolona z porannej wizyty pojechała wraz ze Steph na pierwszą wizytę.
- Jestem dr. Melanie C. Shaw - uśmiechnęłam się do niej.
Siedziałyśmy w moim gabinecie w samym centrum Londynu. Ona obserwowała widok za oknem, który pokazywał ulicę Oxford. Było tam pełno ludzi, którzy się miotali między sobą.
- Ty jesteś Sherlock, prawda ? - mówiłam dalej, a ona kiwnęła głową.
Siedziałyśmy od siebie parę metrów, dzieliła nas niska ława. W końcu wstała, by podejść do okna i mieć lepszy widok. Mój gabinet nie jest dość nowoczesny. Był zwykłym pokojem, o starej kwiecistej tapecie. Na ścianach były półki z książkami. W sumie to tylko cztery rzeczy można było tu wyodrębnić. Dwa fotele, ława i książki na ścianach. Jedyne, co wpływało na moich pacjentów, to właśnie ogromne okno. Było ono na całą ścianę.
- Skąd jesteś ? - spytałam, nie ustępując.
- Z Holmes Chapel - szepnęła odwrócona ode mnie plecami.
- Gdzie to jest ? - chciałam, by zaczęła normalnie mówić.
- W hrabstwie Cheshire - odpowiadała równoważnikami, by nie kontynuować rozmowy.
- Jak trafiłaś do Londynu ?
- Długa historia.
- O ile się nie mylę, mamy jeszcze prawie trzy godziny - wyciągnęłam się na fotelu i spojrzałam na zegarek. - Chyba zdążysz opowiedzieć, prawda ?
- Może.
Trudno było mi zdobyć jej zaufanie na samym początku. Była to mozolna praca. Po paru wizytach, raczej parunastu jakoś dopiero w listopadzie rozmawiałam z nią normalnie. Nie było rzeczy, której by mi nie powiedziała. Spotykałyśmy się dwa razy na tydzień. Nie była wstanie uzmysłowić sobie jak trudno jest jej uzewnętrznić swoje emocje. Miała problem z wieloma sprawami, ale małymi kroczkami zdobywałyśmy małe cele. Nie opowiadam Ci tego, czytelniku, byś myślał, że jestem złym lekarzem, który łamie przysięgę lekarską. Ona jest normalna, ta historia może dotyczyć każdego, każdej nastolatki, a przytrafiła się właśnie jej. Czy sobie poradziła ?
Usłyszała krzątanie się za drzwiami domu przy numerze 10 na Holmes Road. Czekała całe życie, by poznać osobę, która ją oddała do sierocińca. Ręce jej drżały. Czuła, że się poci ze zdenerwowania. Była cała w rozsypce. Nie wiedziała nawet co powiedzieć, chciała tylko zobaczyć kto to. Otworzyła jej piękna kobieta. Miała brązowe loki, niesamowity uśmiech, a na sobie miała czerwoną sukienkę w kwiaty. Była zwykłą panią domową, ale za tę oczy każda dziewczyna, by zabiła. Wyglądała jak gospodyni z lat 60, z tą charakterystycznie upiętą fryzurą na pin-up girl.
- W czymś mogę pomóc ? - spytała melodyjnie.
- Mieszka tu rodzina Moriarty Walker ? Jej mąż, albo dziecko ? Jestem starą znajomą i szukam jej od pewnego czasu - kłamała.
- "Starą" ? - zdziwiła się patrząc na jej młodą buźkę.
- Jej córką, tej "starej" - zaśmiała się ukrywając swoją pomyłkę.
- Panna Moriarty nie żyję, jej córka także - powiedziała spokojnie i położyła rękę na ramieniu dziewczyny, po twarzy pięknej gospodyni przemknął dziwny cień.
- A co z mężem i czemu panna ? - zdziwiła się, a co z jej ojcem ?
- Oni nie byli małżeństwem, byłam ich pomocą domową, pan Jonathan wyjechał zaraz po ich śmierci. Gdzie to już nie mam pojęcia - coś dziewczynie się nie składało. - Wejdź do środka, napijesz się herbaty, chyba idzie burza - powiedziała kobieta.
- Dziękuję. Jak miał Jonathan na nazwisko ? - zapytała, ale bała się, że może to wywołać podejrzenia.
- May. Proszę tędy - powiedziała kobieta z dziwną dawką niesmaku i zaprosiła ją do środka.
Dziewczyna trzymała zimną krew, opracowywała już w głowie plan ucieczki. Weszły do salonu, a ta posadziła ją na kanapie. Zostawiła ją samą i poszła do kuchni zrobić herbatę. Sherlock patrzyła na wszystkie rodzinne zdjęcia. Gdy kobieta wróciła wyglądała zupełnie inaczej. Włosy były peruką, a oczy szkłami kontaktowymi. Trzymała dalej w ręce sztuczne włosy. Jej uśmiech także zniknął. Rzuciła perukę na ziemię i rozpuściła swoje naturalne blond włosy. Jej oczy były bardzo podobne do jej własnych.
- Wiem kim jesteś - powiedziała spokojnie i wskazała na miejsce obok niej na kanapie, by usiadła. - Nie mogłam powiedzieć Ci wszystkiego w przejściu, tutaj wszystko ma uszy, w szczególności ulice i sąsiedzi. Jestem twoją ciotką, a zarazem matką chrzestną. Mam na imię Doyle Walker. Twój ojciec zostawił Cię w sierocińcu, a przy tym nałożył tajemnice adopcyjną co zdecydowanie utrudniło mi odnalezienie Cię. Gdy w końcu znalazłam twój adres szkoły, gdzie chodziłaś, odznaczając się wielkimi osiągnięciami pojechałam tam - patrzyła jej prosto w oczy. - Czekałam na zewnątrz, aż skończysz lekcje. Nie byłam pewna jak wyglądasz, ale gdy Cię ujrzałam, wiedziałam że to Ty. Jesteś tak piękna jak twoja matka. Potem Anne przyjechała po Ciebie i Harry'ego. Widziałam ten jej uśmiech na twojej twarzy, byłaś szczęśliwa. Nie mogłam psuć twojego życia. May to cham i prostak. Gdy twoja mama zaszła w ciążę on był wściekły, bo wiedział co się stanie. Będzie musiał wybierać, ale gdy to twoja matka wybrała wściekł się jeszcze bardziej. Pokłócili się. Niestety musiał wrócić po Ciebie, bo ona wpisała jego dane w kartę dziecka. Oddając ją wymazał wszystko, co było tam napisane, w tym także i mnie. Chciał on, byś cierpiała bez nikogo w samotności, ale się nie poddawałaś. Skąd wiedziałaś, że tu jestem ? - zmieniła szybko temat, była lekko podenerwowana, jakby trema nią szargała.
- Moja mama zostawiła mi list - wyciągnęła kopertę.
- Przyniosłam ją i dałam Harry'emu. Dobry chłopak, mam nadzieję, że to on Ci go dał, a nie sama go znalazłaś - uśmiechnęła się serdecznie i załapała ją za rękę.
- Nie, ktoś mi go podrzucił. Czemu moja matka zginęła przy porodzie ?
- Nie wiem czy wiesz, ale twoja mama to superbohaterka - odetchnęła w duchu. - Ja i ona byłyśmy rządowymi agentkami. Pracowałyśmy dla tajnych służb Wielkiej Mości. Śmiesznie to brzmi, wiem, ale byłyśmy zwykłymi agentkami. Robiłyśmy różne dziwne zadania, podróże i takie różne. Trochę żyłyśmy jak w filmie akcji. Twoją mamę i mnie zarażono wirusem, który był mieszanką AIDS i cholery. Niszczył ją od środka. Lekarze nie wiedzieli, co to może być. Nigdy nie widzieli tej choroby i pewnie nie zobaczą. Ty pojawiłaś się później niż choroba, więc lekarze utrzymywali ją przy życiu na różnych lekach. Była bardzo słaba, gdy się rodziłaś. Nie wytrzymała porodu, to było nieuniknione.
- Czemu "byłyśmy" ?
- Odeszłyśmy, gdy odkryli chorobę. Czas mi się kończy i takie tam. Muszę się ukrywać w dziwnych przebraniach. Spotkałyśmy się pewnie wiele razy na ulicy, tylko, że wyglądałam jak sprzedawczyni w Starbucks, czy w jakiejś restauracji. Mam wielu wrogów, ale niebawem wyjeżdżam do Nowej Zelandii, tam mnie nie znajdą.
- Kiedy jedziesz ? - zapytała, wiedząc, że traci najbliższą jej osobę teraz na świecie.
- Za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że mnie odwiedzisz, jak już ruszysz w trasę - uśmiechnęła się ochoczo.
- A co z ojcem ?
- Mieszka w Chester. Nie jedź lepiej do niego. To zły człowiek. Kochał Moriarty, ale gdzieś po drodze się zgubił, nie był szpiegiem, tylko zwykłym marzycielem, podróżnikiem. Poznali się z siostrą w Indiach. Miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko, że on kochał ją, a nie przyszłość z nią. Chciał tylko jej i siebie, a nie ich.
- Nie możesz mnie wziąć ze sobą ? - spytała żałośnie.
- Wiesz jaka jest odpowiedź, mnie ścigają i pewnie i tak mnie znajdą, a ja zobaczą, że mam rodzinę to i Ty będziesz w niebezpieczeństwie - miała wrażenie jakby się znały od dawna, zobaczyła, że łzy dziewczynie napłynęły do oczu więc ją przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze - mówiła jej na ucho.
__________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo czekaliście. Dzięki za wiadomość, Susan. Trochę się teraz dzieje u mnie (patrzcie lekka deprecha), więc nie wyrabiam. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Przepraszam... Muszę sobie poukładać.
Love,
Aria Jones.
Przypomniało mi się, że nadal trwa konkurs ! Głosujcie na mnie pod numerem 3, wiecie tak sobie chcę sprawdzić jak mi idzie na tle innych, to link. Wchodźcie :
- Jestem dr. Melanie C. Shaw - uśmiechnęłam się do niej.
Siedziałyśmy w moim gabinecie w samym centrum Londynu. Ona obserwowała widok za oknem, który pokazywał ulicę Oxford. Było tam pełno ludzi, którzy się miotali między sobą.
- Ty jesteś Sherlock, prawda ? - mówiłam dalej, a ona kiwnęła głową.
Siedziałyśmy od siebie parę metrów, dzieliła nas niska ława. W końcu wstała, by podejść do okna i mieć lepszy widok. Mój gabinet nie jest dość nowoczesny. Był zwykłym pokojem, o starej kwiecistej tapecie. Na ścianach były półki z książkami. W sumie to tylko cztery rzeczy można było tu wyodrębnić. Dwa fotele, ława i książki na ścianach. Jedyne, co wpływało na moich pacjentów, to właśnie ogromne okno. Było ono na całą ścianę.
- Skąd jesteś ? - spytałam, nie ustępując.
- Z Holmes Chapel - szepnęła odwrócona ode mnie plecami.
- Gdzie to jest ? - chciałam, by zaczęła normalnie mówić.
- W hrabstwie Cheshire - odpowiadała równoważnikami, by nie kontynuować rozmowy.
- Jak trafiłaś do Londynu ?
- Długa historia.
- O ile się nie mylę, mamy jeszcze prawie trzy godziny - wyciągnęłam się na fotelu i spojrzałam na zegarek. - Chyba zdążysz opowiedzieć, prawda ?
- Może.
Trudno było mi zdobyć jej zaufanie na samym początku. Była to mozolna praca. Po paru wizytach, raczej parunastu jakoś dopiero w listopadzie rozmawiałam z nią normalnie. Nie było rzeczy, której by mi nie powiedziała. Spotykałyśmy się dwa razy na tydzień. Nie była wstanie uzmysłowić sobie jak trudno jest jej uzewnętrznić swoje emocje. Miała problem z wieloma sprawami, ale małymi kroczkami zdobywałyśmy małe cele. Nie opowiadam Ci tego, czytelniku, byś myślał, że jestem złym lekarzem, który łamie przysięgę lekarską. Ona jest normalna, ta historia może dotyczyć każdego, każdej nastolatki, a przytrafiła się właśnie jej. Czy sobie poradziła ?
Usłyszała krzątanie się za drzwiami domu przy numerze 10 na Holmes Road. Czekała całe życie, by poznać osobę, która ją oddała do sierocińca. Ręce jej drżały. Czuła, że się poci ze zdenerwowania. Była cała w rozsypce. Nie wiedziała nawet co powiedzieć, chciała tylko zobaczyć kto to. Otworzyła jej piękna kobieta. Miała brązowe loki, niesamowity uśmiech, a na sobie miała czerwoną sukienkę w kwiaty. Była zwykłą panią domową, ale za tę oczy każda dziewczyna, by zabiła. Wyglądała jak gospodyni z lat 60, z tą charakterystycznie upiętą fryzurą na pin-up girl.
- W czymś mogę pomóc ? - spytała melodyjnie.
- Mieszka tu rodzina Moriarty Walker ? Jej mąż, albo dziecko ? Jestem starą znajomą i szukam jej od pewnego czasu - kłamała.
- "Starą" ? - zdziwiła się patrząc na jej młodą buźkę.
- Jej córką, tej "starej" - zaśmiała się ukrywając swoją pomyłkę.
- Panna Moriarty nie żyję, jej córka także - powiedziała spokojnie i położyła rękę na ramieniu dziewczyny, po twarzy pięknej gospodyni przemknął dziwny cień.
- A co z mężem i czemu panna ? - zdziwiła się, a co z jej ojcem ?
- Oni nie byli małżeństwem, byłam ich pomocą domową, pan Jonathan wyjechał zaraz po ich śmierci. Gdzie to już nie mam pojęcia - coś dziewczynie się nie składało. - Wejdź do środka, napijesz się herbaty, chyba idzie burza - powiedziała kobieta.
- Dziękuję. Jak miał Jonathan na nazwisko ? - zapytała, ale bała się, że może to wywołać podejrzenia.
- May. Proszę tędy - powiedziała kobieta z dziwną dawką niesmaku i zaprosiła ją do środka.
Dziewczyna trzymała zimną krew, opracowywała już w głowie plan ucieczki. Weszły do salonu, a ta posadziła ją na kanapie. Zostawiła ją samą i poszła do kuchni zrobić herbatę. Sherlock patrzyła na wszystkie rodzinne zdjęcia. Gdy kobieta wróciła wyglądała zupełnie inaczej. Włosy były peruką, a oczy szkłami kontaktowymi. Trzymała dalej w ręce sztuczne włosy. Jej uśmiech także zniknął. Rzuciła perukę na ziemię i rozpuściła swoje naturalne blond włosy. Jej oczy były bardzo podobne do jej własnych.
- Wiem kim jesteś - powiedziała spokojnie i wskazała na miejsce obok niej na kanapie, by usiadła. - Nie mogłam powiedzieć Ci wszystkiego w przejściu, tutaj wszystko ma uszy, w szczególności ulice i sąsiedzi. Jestem twoją ciotką, a zarazem matką chrzestną. Mam na imię Doyle Walker. Twój ojciec zostawił Cię w sierocińcu, a przy tym nałożył tajemnice adopcyjną co zdecydowanie utrudniło mi odnalezienie Cię. Gdy w końcu znalazłam twój adres szkoły, gdzie chodziłaś, odznaczając się wielkimi osiągnięciami pojechałam tam - patrzyła jej prosto w oczy. - Czekałam na zewnątrz, aż skończysz lekcje. Nie byłam pewna jak wyglądasz, ale gdy Cię ujrzałam, wiedziałam że to Ty. Jesteś tak piękna jak twoja matka. Potem Anne przyjechała po Ciebie i Harry'ego. Widziałam ten jej uśmiech na twojej twarzy, byłaś szczęśliwa. Nie mogłam psuć twojego życia. May to cham i prostak. Gdy twoja mama zaszła w ciążę on był wściekły, bo wiedział co się stanie. Będzie musiał wybierać, ale gdy to twoja matka wybrała wściekł się jeszcze bardziej. Pokłócili się. Niestety musiał wrócić po Ciebie, bo ona wpisała jego dane w kartę dziecka. Oddając ją wymazał wszystko, co było tam napisane, w tym także i mnie. Chciał on, byś cierpiała bez nikogo w samotności, ale się nie poddawałaś. Skąd wiedziałaś, że tu jestem ? - zmieniła szybko temat, była lekko podenerwowana, jakby trema nią szargała.
- Moja mama zostawiła mi list - wyciągnęła kopertę.
- Przyniosłam ją i dałam Harry'emu. Dobry chłopak, mam nadzieję, że to on Ci go dał, a nie sama go znalazłaś - uśmiechnęła się serdecznie i załapała ją za rękę.
- Nie, ktoś mi go podrzucił. Czemu moja matka zginęła przy porodzie ?
- Nie wiem czy wiesz, ale twoja mama to superbohaterka - odetchnęła w duchu. - Ja i ona byłyśmy rządowymi agentkami. Pracowałyśmy dla tajnych służb Wielkiej Mości. Śmiesznie to brzmi, wiem, ale byłyśmy zwykłymi agentkami. Robiłyśmy różne dziwne zadania, podróże i takie różne. Trochę żyłyśmy jak w filmie akcji. Twoją mamę i mnie zarażono wirusem, który był mieszanką AIDS i cholery. Niszczył ją od środka. Lekarze nie wiedzieli, co to może być. Nigdy nie widzieli tej choroby i pewnie nie zobaczą. Ty pojawiłaś się później niż choroba, więc lekarze utrzymywali ją przy życiu na różnych lekach. Była bardzo słaba, gdy się rodziłaś. Nie wytrzymała porodu, to było nieuniknione.
- Czemu "byłyśmy" ?
- Odeszłyśmy, gdy odkryli chorobę. Czas mi się kończy i takie tam. Muszę się ukrywać w dziwnych przebraniach. Spotkałyśmy się pewnie wiele razy na ulicy, tylko, że wyglądałam jak sprzedawczyni w Starbucks, czy w jakiejś restauracji. Mam wielu wrogów, ale niebawem wyjeżdżam do Nowej Zelandii, tam mnie nie znajdą.
- Kiedy jedziesz ? - zapytała, wiedząc, że traci najbliższą jej osobę teraz na świecie.
- Za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że mnie odwiedzisz, jak już ruszysz w trasę - uśmiechnęła się ochoczo.
- A co z ojcem ?
- Mieszka w Chester. Nie jedź lepiej do niego. To zły człowiek. Kochał Moriarty, ale gdzieś po drodze się zgubił, nie był szpiegiem, tylko zwykłym marzycielem, podróżnikiem. Poznali się z siostrą w Indiach. Miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko, że on kochał ją, a nie przyszłość z nią. Chciał tylko jej i siebie, a nie ich.
- Nie możesz mnie wziąć ze sobą ? - spytała żałośnie.
- Wiesz jaka jest odpowiedź, mnie ścigają i pewnie i tak mnie znajdą, a ja zobaczą, że mam rodzinę to i Ty będziesz w niebezpieczeństwie - miała wrażenie jakby się znały od dawna, zobaczyła, że łzy dziewczynie napłynęły do oczu więc ją przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze - mówiła jej na ucho.
__________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo czekaliście. Dzięki za wiadomość, Susan. Trochę się teraz dzieje u mnie (patrzcie lekka deprecha), więc nie wyrabiam. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Przepraszam... Muszę sobie poukładać.
Love,
Aria Jones.
Przypomniało mi się, że nadal trwa konkurs ! Głosujcie na mnie pod numerem 3, wiecie tak sobie chcę sprawdzić jak mi idzie na tle innych, to link. Wchodźcie :
Ej, Ej, Ej siostra, deprecha? Dlaczego?
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału jak zawsze mi się podobał, ale Ty to na pewno wiesz? :D Kto inny tak lubi Twoje opowiadania? Nikt :D
No bo...
Usuń1) lubię chłopaka takiego i ludzie jak zobaczyli, że na Nocy Filmowej go przytuliłam to ubzdurali sobie 'love story', więc zaprzeczałam jakimkolwiek uczuciom. no lubię go, ale teraz po tym całym 'hejtowaniu' na mnie i niego stwierdziłam, że sobie odpuszczę. po dzisiejszej wigilii wiem jeszcze bardziej, że go lubię...
2) moja siostra przyjechała i mnie zostawiła
3) rodzice się ze mną tak pokłócili, że płakałam całą noc
4) nie mogę wytrzymać już napięcia w szkole (grunt, że już święta)
5) mój brat to **uj.
nie wiem już sama, co robić. nic mi się nie chcę i nie mam na nic ochoty...
ogólnie do duuuupy.
Kochana, nie podłamuj się. Miałam podobną sytuację, tylko, że to wtedy ten chłopak chciał przystopować i niestety skończyło się na tym, że nie rozmawiamy ze sobą do dnia dzisiejszego, a mi chyba nadal zależy. Co do rodzinki.. Nie rozumiem ich, przecież jesteś cudowna! Ja Cię uwielbiam, normalnie mam ochotę przyjechać tam do Ciebie i im coś powiedzieć. Yhh normalnie, aż mam nerwa.
UsuńKurcze.. Myślę jakby Ci tu pomóc i nie wiem, ale ja jeszcze coś wymyślę. Będę Vashappeninwoman :)
Wbijaj, będzie miła Wigilia <3 . Z tym chłopakiem to jakaś porażka. Lubię go i tyłek, nie powiem tego teraz, bo wypierałam się tego jak tylko mogę zaledwie dzień temu... Dupaaaa... No, ale cóż, zdarza się nawet tym "cudownym" :P . Z tą cudownością to i wzajemnie <3
UsuńOjj z chęcią bym do Ciebie wbiła i pogadała inaczej niż przez bloga :D. No troche kiepsko z tym chłopakiem, ale to jeszcze da się naprawić ;**
UsuńA tak już na marginesie to nawet nie myślałam o tym czy on mnie w ogóle lubi...
UsuńZ chęcią ugoszczę Cię w moim domku ;**
Jest mega dowiedzielidmy sie sporo o jej zyciu a teraz cos o Niallu trzeba <3. Kocham twoj blog pozbierasz sie kochana moze nie jest tak zle? Kocham <3
OdpowiedzUsuńNom, aż tak. Nom, coś o Niall'u :D
UsuńProszę, ale nie miałam zamiaru, żeby była... z pretensjami... mam nadzieję, że nie odebrałaś tak tej wiadomości - po prostu nie wiedziałam czy wszystko okej. Mam nadzieję, że Twoja deprecha minie :C i oczywiście każdy powinien zrozumieć, że masz swoje własne życie nie związane z blogiem.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Może troszkę mało się dzieje, ale nareszcie dowiedziałam się kto jest narratorem. Poza tym jak przeczytałam "(...) pin - up girl" to sobie wyobraziłam taką młodą kobietę, bardzo mocno umalowaną, miała czarne wysoko upięte włosy i takie puszyste... a na sobie miała różową sukienkę w duże, czarne grochy i czerwoną apaszkę na szyi... ach! Ja i ta moja chora wyobraźnia. Oczywiście czekam na następny rozdział - chociażby i miesiąc.
Love, Susan
xoxo
Nie, to była dla mnie bardziej wiadomość... troszcząca się o mnie ? Ja też mam taką nadzieję. Raczej rozumiecie, ale ja bardziej się zamykam w sobie niż powinnam.
UsuńDzięki, też podobnie sobie ją wyobraziłam. Postaram się go dodać jak najszybciej. + bardzo ogarnąć.
Love,
Aria Jones.
Najlepszy <3
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę Ci teraz napisać Ario, to - Trzymaj się kochanie. Nie przejmuj sie teraz nami. My poczekamy na nowy rozdział. Życzę Ci wspaniałych Świąt.
OdpowiedzUsuńDziękuję, jesteście wielcy <3
UsuńNo to się porobiło
OdpowiedzUsuńI te agentki no świetne !
UWIELBIAM CIĘ <3
Od wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem normalnie cię kocham!
Czekam na następny i szybko mi go tu dawaj :)
A i zapraszam do mnie jak masz czas - heartattack1d.blogspot.com
Zaraz wpadnę. Te agentki, to jakiś przypał :P.
UsuńOjeeej, taki smutnawy ten rozdział.. :(
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że szybko wszystko się u Ciebie ułoży! Pamiętaj, że nie warto się przejmować.. ♥
Czekam na kolejny :*
Cały blog przeczytałam w 2 dni z małymi przerwami na WC :D Opowiadanie genialne, pomysł także <3 Teraz czekam na nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńMerry Christmas i trzymaj się :*
Podziwiam, zawsze takich wytrwałych podziwiam, to tacy moi mali bohaterowie ! Czasem jak mi smutno to czytam moje wypociny od początku do końca i jest mi straaaasznie ciężko, a skoro to przeczytałaś tak szybko to wielki szacun ! Dziękuję za komplementy i także wesołych świąt życzę !
UsuńLove,
Aria Jones.
NIE WIERZĘ! TU TEŻ NIC NIE NAPISAŁAM! Taki smutny był ten rozdział, ale przynajmniej dowiedzieliśmy się co nieco:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w życiu prywatnym Ci się poukładało i jest dobrze:)
Omnomnomnomnomnomnomnomnom *_____*. Nawet ni sądziłam, że będzie tak dobrze, ale mam wrażenie, że przez to mam zastój :/
Usuń