Powtarzała sobie słowa w głowie, parokrotnie zawracała do auta, gdzie czekał na nią Niall, ale ponownie się cofała widząc jego minę. Raz jeszcze wyobraziła sobie całą rozmowę. Weszła dwa stopnie w górę, stanęła przed ogromnymi dębowymi drzwiami. Odetchnęła głęboko, aż w końcu poczuła rękę na talii. Irlandczyk wyszedł z auta i stanął z nią.
- Poradzisz sobie, ale jeśli chcesz stąd iść to wsiadaj do auta, nie będę się złościć - pocałował ją w głowę.
- Nie, chcę to zrobić, jestem mu to winna - złapała go za rękę.
Jeszcze raz wzięła oddech, zanim zapukała do drzwi, a chłopak się roześmiał. Dom był na tyle ogromny, że nikt nie usłyszałby tego zapukania. Wskazał na dzwonek, a ona uderzyła się w czoło i zachichotała nerwowo. Sięgnęła ręką do niego i nacisnęła dłużej. Za drzwiami rozległo się krzątanie i kobiecy głos, który krzyknął, że otworzy. Kolejna chwila oczekiwania, a ją już nosiło. Patrzyła na swoje buty, dopóki nie usłyszała, że ktoś przed nimi już stoi.
- Witaj Sherry? - powiedziała kobieta w szoku. - Co Cię do nas sprowadza? - roześmiała się radośnie.
Nie tylko kobieta, która otworzyła drzwi było w zaskoczona. Dziewczyną mocno potrząsnęło, gdy ją zobaczyła. Sądziła, że raczej nie ruszy się z miłej posadki w Londynie, do tego od kiedy nazywała jego i ją 'nas'.
- Nie mniejsza niespodzianka, co Ciebie widzieć w tym domu - uśmiechnęła się Sherlock.
- Dłuższa historia, pewnie i tak zabawisz u nas trochę - zaprosiła ich do środka.
Trzymając się za ręce weszli do przestronnego domu. Miał niesamowicie wielki hol, a cały wykonany z białego marmuru, gdzie schody prowadziły na drugie piętro, a zmieściłaby się tam cała orkiestra wiedeńska. Kryształowy żyrandol zwisał z sufitu, jakby najlżejszy wiatr miał go zrzucić na ziemię miażdżąc podłogę i rozpryskując się na miliardy kawałków. Kobieta zaprowadziła ich do ogrodu, który mógł mieć najmniej parę hektarów. Usiedli pod zielonym parasolem przy drewnianym wypoczynku. Po chwili gospodynia przyniosła im herbatę i powiedziała, że zaraz do nich dojdzie jej szef. Siedzieli w niezręcznym milczeniu, dopóki nie przyszedł Simon Cowell.
- Oglądałem Cię w telewizji, ale nigdy nie spodziewałem się, że zawitasz do mojego domu, po tym wszystkim - powiedział i przywitał się z nimi pocałunkami w policzki.
- Też nie sądziłam, że tu przyjadę - powiedziała, a jej ręce się trzęsły, więc Niall złapał je w swoje.
- Więc, co Cię tu sprowadza, kochanie? - zapytał przyjemnie, był w dobrym humorze, a to jedynie mógł zawdzięczać Allison.
- Chcę Ci podziękować, za wszystko. Pomimo tego, że się na Ciebie wydarłam i nie chciałam już więcej z Tobą rozmawiać, tak teraz wszystko to, co teraz mam zawdzięczam tylko Tobie. A mam tego naprawdę dużo, mam miłość swojego życia - spojrzała na Irlandczyka. - Mam mojego braciszka, małą rodzinkę, mały wymarzony domek nad morzem z kimś kogo kocham i dorobiłam się tego, bo robię to, co kocham. To wszystko dzięki Tobie, dziękuję Ci. Nie chciałam tego robić listownie, dorosłam na konfrontację - uśmiechnęła się spokojnie.
- Nie mamy czego konfrontować - uśmiechnął się i złapał za rękę Alison.
- No to twoja kolej, jak do tego doszło? - zapytała z ciekawością.
- No... - zaczęła Alison, uśmiechając się do siebie, spuściła wzrok. - Po naszej rozmowie, wtedy w kawiarni... Nabrałam nadziei, po prostu mogłoby się udać, bo miłość nie znika, co? Siedziałam przez parę dni w domu, rozmyślając. Nie byłam gotowa, by usłyszeć jego głos, więc zrobiłam to co on kiedyś, napisałam do niego list. Nie byłam pewna, na jaki adres wysłać, więc śledziłam na tabloidach informacje o nim. Gdy się już dowiedziałam, co i jak, zbierałam się kolejne parę tygodni, by wysłać list. Napisałam tam wszystko, no chyba wszystko, co się działo, jak się czułam i po prostu wszystko... - zaśmiała się i spojrzała na niego czule.
- Gdy tylko to przeczytałem, wsiadłem w najbliższy samolot, poleciałem do Londynu, nie miałem żadnego planu czy innego pomysłu, po prostu chciałem ją zobaczyć. Biegłem przez lotnisko, złapałem taryfę, pojechałem do jej cukierni. Wszystko to stało się w jakieś parę godzin, dokładnie o 18:23 zobaczyłem ją ponownie. Stała przy kasie, sprzedawała babeczki jakby nigdy nic. Nie zmieniła się, ani trochę, a wręcz wypiękniała każdego dnia, kiedy ze mną nie była - zarumienił się lekko, po czym z siebie zaśmiał.
- A ja wszystko rzuciłam, pomimo kolejki wybiegłam zza lady i podbiegłam do niego. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczył jeden pocałunek, żeby wiedzieć, co dalej - byli jak dzieciaki, które odnalazły tę pierwszą miłość i została ona po dziś dzień, po prostu taka szczeniacka miłostka.
- Nawet nie wiecie jak się cieszymy z wami - powiedziała Sherry z uśmiechem.
- I tak, bym wysłał , ale macie je teraz - wyciągnął z kieszeni wewnętrznej marynarki małą kremową ekierkę. - Ślub jest za miesiąc. Mam nadzieję, że będziecie, bo trochę to dzięki wam - podał jej zaproszenie.
Ona je otworzyła i przeczytała wszystko, a na końcu zobaczyła cytat "Bo miłość nie znika...". Schowała je do torby i uśmiechnęła się do nich szeroko.
- Będziemy, na pewno - zapewnił Niall.
Stali oboje, ona i on, nad klifem w Dover. Wiatr z bryzą owiewał ich ciała, na ustach czuć było sól, która mimowolnie się na nich osadzała. Sherlock rozłożyła ręce i pozwoliła, by jej ubrania lekko się unosiły. Czuła tę wolność i niezależność. Marzyła o czymś takim przez wiele lat. Po chwili Niall przytulił ją od tyłu. Szepnął jak bardzo ją kocha, jak bardzo się cieszy, że ją ma, a ona się uśmiechnęła i mocniej do siebie przyciągnęła. Obróciła się, a tam stał ich nowy domek. Malutki parterowiec, wykonany był z drewna, a pomalowany na biało. Miał ciemnobrązowe okiennice i werandę okalającą cały dom. Chłopak wziął ją na ręce i zaniósł na hamak na werandzie, gdzie ją położył. Starał się nie zważać na jej krzyki, by ją postawił na ziemi, bo wiedział, że ona bardzo lubiła, jak ją ktoś nosił. Położył się obok niej i objął ramieniem.
- Bardzo lubię, gdy nie musimy się niczym przejmować i jest jak jest - pocałował ją w dłoń.
- A ja bardzo lubię, gdy leżymy sobie obok siebie, a Ty mnie obejmujesz, wiedząc, że spędzimy razem resztę życia - uśmiechnęła się.
- No nie powiem, oświadczyny mi wyszły - zaśmiał się i pocałował ją w czoło. - Bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też.
I tak możemy zakończyć całą tą opowieść. Co stało się później? Nie mogę wam tego zdradzić, czemu? Bo wtedy cały czar zniknąłby jak za dotknięciem bańki mydlanej. Nie mogę wam zdradzić jak potoczą się ich losy, ale zapewniam, cokolwiek się stało Sherlock zawsze miała na kogo liczyć. Oczywiście, jej życie nie było już takie szalone, mniej koncertów, spotkań, dlatego, bo cieszyła się życiem w rodzinie, pielęgnowała je, wychowywała swoje dzieci. Sława to nie wszystko, a miłość nigdy nie znika, moi drodzy.
- Oglądałem Cię w telewizji, ale nigdy nie spodziewałem się, że zawitasz do mojego domu, po tym wszystkim - powiedział i przywitał się z nimi pocałunkami w policzki.
- Też nie sądziłam, że tu przyjadę - powiedziała, a jej ręce się trzęsły, więc Niall złapał je w swoje.
- Więc, co Cię tu sprowadza, kochanie? - zapytał przyjemnie, był w dobrym humorze, a to jedynie mógł zawdzięczać Allison.
- Chcę Ci podziękować, za wszystko. Pomimo tego, że się na Ciebie wydarłam i nie chciałam już więcej z Tobą rozmawiać, tak teraz wszystko to, co teraz mam zawdzięczam tylko Tobie. A mam tego naprawdę dużo, mam miłość swojego życia - spojrzała na Irlandczyka. - Mam mojego braciszka, małą rodzinkę, mały wymarzony domek nad morzem z kimś kogo kocham i dorobiłam się tego, bo robię to, co kocham. To wszystko dzięki Tobie, dziękuję Ci. Nie chciałam tego robić listownie, dorosłam na konfrontację - uśmiechnęła się spokojnie.
- Nie mamy czego konfrontować - uśmiechnął się i złapał za rękę Alison.
- No to twoja kolej, jak do tego doszło? - zapytała z ciekawością.
- No... - zaczęła Alison, uśmiechając się do siebie, spuściła wzrok. - Po naszej rozmowie, wtedy w kawiarni... Nabrałam nadziei, po prostu mogłoby się udać, bo miłość nie znika, co? Siedziałam przez parę dni w domu, rozmyślając. Nie byłam gotowa, by usłyszeć jego głos, więc zrobiłam to co on kiedyś, napisałam do niego list. Nie byłam pewna, na jaki adres wysłać, więc śledziłam na tabloidach informacje o nim. Gdy się już dowiedziałam, co i jak, zbierałam się kolejne parę tygodni, by wysłać list. Napisałam tam wszystko, no chyba wszystko, co się działo, jak się czułam i po prostu wszystko... - zaśmiała się i spojrzała na niego czule.
- Gdy tylko to przeczytałem, wsiadłem w najbliższy samolot, poleciałem do Londynu, nie miałem żadnego planu czy innego pomysłu, po prostu chciałem ją zobaczyć. Biegłem przez lotnisko, złapałem taryfę, pojechałem do jej cukierni. Wszystko to stało się w jakieś parę godzin, dokładnie o 18:23 zobaczyłem ją ponownie. Stała przy kasie, sprzedawała babeczki jakby nigdy nic. Nie zmieniła się, ani trochę, a wręcz wypiękniała każdego dnia, kiedy ze mną nie była - zarumienił się lekko, po czym z siebie zaśmiał.
- A ja wszystko rzuciłam, pomimo kolejki wybiegłam zza lady i podbiegłam do niego. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczył jeden pocałunek, żeby wiedzieć, co dalej - byli jak dzieciaki, które odnalazły tę pierwszą miłość i została ona po dziś dzień, po prostu taka szczeniacka miłostka.
- Nawet nie wiecie jak się cieszymy z wami - powiedziała Sherry z uśmiechem.
- I tak, bym wysłał , ale macie je teraz - wyciągnął z kieszeni wewnętrznej marynarki małą kremową ekierkę. - Ślub jest za miesiąc. Mam nadzieję, że będziecie, bo trochę to dzięki wam - podał jej zaproszenie.
Ona je otworzyła i przeczytała wszystko, a na końcu zobaczyła cytat "Bo miłość nie znika...". Schowała je do torby i uśmiechnęła się do nich szeroko.
- Będziemy, na pewno - zapewnił Niall.
Stali oboje, ona i on, nad klifem w Dover. Wiatr z bryzą owiewał ich ciała, na ustach czuć było sól, która mimowolnie się na nich osadzała. Sherlock rozłożyła ręce i pozwoliła, by jej ubrania lekko się unosiły. Czuła tę wolność i niezależność. Marzyła o czymś takim przez wiele lat. Po chwili Niall przytulił ją od tyłu. Szepnął jak bardzo ją kocha, jak bardzo się cieszy, że ją ma, a ona się uśmiechnęła i mocniej do siebie przyciągnęła. Obróciła się, a tam stał ich nowy domek. Malutki parterowiec, wykonany był z drewna, a pomalowany na biało. Miał ciemnobrązowe okiennice i werandę okalającą cały dom. Chłopak wziął ją na ręce i zaniósł na hamak na werandzie, gdzie ją położył. Starał się nie zważać na jej krzyki, by ją postawił na ziemi, bo wiedział, że ona bardzo lubiła, jak ją ktoś nosił. Położył się obok niej i objął ramieniem.
- Bardzo lubię, gdy nie musimy się niczym przejmować i jest jak jest - pocałował ją w dłoń.
- A ja bardzo lubię, gdy leżymy sobie obok siebie, a Ty mnie obejmujesz, wiedząc, że spędzimy razem resztę życia - uśmiechnęła się.
- No nie powiem, oświadczyny mi wyszły - zaśmiał się i pocałował ją w czoło. - Bardzo Cię kocham.
- Ja Ciebie też.
I tak możemy zakończyć całą tą opowieść. Co stało się później? Nie mogę wam tego zdradzić, czemu? Bo wtedy cały czar zniknąłby jak za dotknięciem bańki mydlanej. Nie mogę wam zdradzić jak potoczą się ich losy, ale zapewniam, cokolwiek się stało Sherlock zawsze miała na kogo liczyć. Oczywiście, jej życie nie było już takie szalone, mniej koncertów, spotkań, dlatego, bo cieszyła się życiem w rodzinie, pielęgnowała je, wychowywała swoje dzieci. Sława to nie wszystko, a miłość nigdy nie znika, moi drodzy.